Wątek z ostatnich stron pierwszego tomu Batmana – Ziemi Jeden został w tomie drugim rozwinięty w sposób budzący uznanie i rozbudzający apetyty na kolejną część.W rzeczywistości tomu drugiego wciąż młody Batman jest już Batmanem lepszym. Wciąż jednak daleko mu do największego detektywa świata, co nie omieszka wytykać mu chociażby Gordon. Obrońca miasta oskarżony o morderstwo zostaje rzucony na wodę głębszą niż poprzednio, musi w niej bowiem pływać polując na zamachowca z umiłowaniem do zagadek, a na szlaku do zwierzyny napotyka dziesiątki ofiar…
Tom drugi wyróżnia się wymieszaniem kilku gatunków i ta mieszanina wcale nie jest ciężkostrawna. Na pierwszym planie znajduje się oczywiście śledztwo w sprawie zamachowca zostawiającego znak zapytania i związana z nim intryga. Głównie tutaj widać, jak rozwija się Bruce Wayne jako zamaskowany mściciel pod kątem praktyki detektywistycznej oraz relacji z Jimem Gordonem. Nie ma między tymi postaciami niechęci i braku zaufania, wydarzenia z tomu pierwszego znacznie je do siebie zbliżyły, Batman jest dla przyszłego komisarza partnerem niemal w takim samym stopniu jak Bullock. Poczciwy Harvey także ma tu swoje pięć minut, scenarzysta Geoff Johns pozwala mu je wykorzystać na romans z alkoholem i jego konsekwencje. To pozwala też spojrzeć lepiej na relację na linii Gordon – Bullock i przeanalizować jej ewolucję. Na nudę nie można w żadnym stopniu narzekać.
We wspomnianą intrygę wplątane jest także rodzeństwo Dentów, co wprowadza do opowieści trochę melodramatu. Prokurator okręgowy Harvey Dent, zgodnie z kanonem, jest nieustępliwy w zmienianiu miasta na lepsze, choć jego metody rodzą pytania, a ponadto opiekuje się swoją siostrą bliźniaczką. Jessica Dent, zupełnie nowa postać w multiwersum DC, uzupełnia brata we wspomnianej walce jako burmistrz miasta. Jej relacja z Brucem jest jednym z pobocznych wątków, który nie pozostaje bez znaczenia w kontekście intrygi oraz zakończenia tomu. Harvey Dent wprowadza w ten trójkąt pielęgnowaną przez lata niechęć do Wayne’a, niektórzy mogą go nawet oskarżyć o paranoję („W jego żyłach płynie krew Arkhamów”), która zawadza mu w prowadzeniu krucjaty przeciw obecnemu kształtowi Gotham.
Batman rozwija się tu nie tylko pod kątem walki wręcz czy umiejętności detektywistycznych, ale też pod innym istotnym dla tej postaci kątem – gadżetów. „Uczłowieczony” Bruce, niemający wielkiej głowy do technologii, zostawia tę kwestię Luciusowi Foxowi, co wiąże się z frustrująco-humorystycznymi scenami w laboratoriach Wayne Enterprises. Czytając je, można zajść w głowę, jak to się dzieje, że nikt nie demaskuje swego pracodawcy. Ale jak to w innej historii zostało powiedziane – nikt nie ma twardych dowodów, że Bruce Wayne to Batman. A inny, mniej dociekliwy, może to zrzucić na komiksowe prawidła i związane z nimi pewne uproszczenia i nielogiczności.
Każdego bohatera definiują też wrogowie, a w kwestii galerii przeciwników Mroczny rycerz nie ma sobie równych. Główny złoczyńca „dwójki” – nietrudno zgadnąć na podstawie wstępu, że jest nim Riddler – nie został potraktowany po macoszemu, jako niezbędny element infrastruktury superbohatera. Riddler ma jasne motywacje, posuwa się do drastycznych środków i mimo iż mówi zagadkami i nie posiada wymyślnego i efektownego uniformu, bynajmniej nie postrzega się go jako błazna typu Jim Carrey w
Batman Forever. Oprócz niego w drugim tomie
Ziemi Jeden zostają przedstawione jeszcze dwie inne postacie. Pierwsza wygląda, jak powinna, ale jej relacja z bohaterem jest już inna, niż można było się spodziewać i stanowi ona jeden z punktów wyjścia dla „trójki”. Podobnie jest z drugą postacią, dużo przyjemniejszą dla oka i mając na uwadze jej relacje z tytułowym bohaterem we wcześniejszych historiach, można oczekiwać w kontynuacji solidnego jej rozwinięcia, nawet jeśli konwencja jest dużo bliższa rzeczywistości niż inne historie z Zamaskowanym Krzyżowcem. Jeszcze w kwestii wrogów, wracając jednocześnie do Dentów – wszystko wskazuje na to, że na „stanowisku” tożsamości jednego z najbardziej znanych antagonistów Gacka dojdzie do ciekawej zmiany warty, zwłaszcza w kontekście opisanych dwa akapity wyżej relacji na linii Wayne – Dentowie. Niemniej – tu delikatny spoiler – wszystko zostanie w rodzinie.
Do wyżej wymienionych aspektów historii należy dorzucić jeszcze humor.
Nie jest to humor mający wywołać rechot, jest to bardziej humor gorzki,
sarkastyczny, tym samym wpasowujący się w ogólny klimat tomu. O ile poprzednio nie podałem koloru medalu, na jaki spisał się Geoff Johns, o tyle tutaj z czystym sumieniem mogę przypiąć mu do piersi szczerozłoty krążek. Jego częsty współpracownik, rysownik Gary Frank, dotrzymuje mu kroku, oddając nieczystość miasta i czające się w jego murach (i kanałach) niebezpieczeństwa. Podobnie jak to miało miejsce poprzednio, tak i tu Frank raczy nas kadrami niezawierającymi ani jednego dymka, które i tak wyrażają wiele. Do zobrazowania urzeczywistnionego Gotham City trudno było znaleźć kogoś lepszego.
Perypetie Bruce'a Wayne'a z uniwersum Earth One czekają wciąż na rozwinięcie, bowiem do dziś wolumen 3 nie ujrzał światła dziennego. Wiadomo jednak, że Johns i Frank pracują nad nim i choć dokładna data jego premiery nie jest jeszcze znana, już teraz można wpisać
Batman: Earth One Volume 3 na listę najbardziej oczekiwanych komiksów. Oczekiwania wywołane ostatnimi stronami wolumenu drugiego są ogromne, niemniej wymieniona wyżej para twórców nie raz pokazała, że potrafi takim oczekiwaniom sprostać. Pozostaje więc czekać niecierpliwie, ale z optymizmem.
Još nema komentara.
Ostavi komentar, započni diskusiju!